poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Zestaw #12 - Włoskie dwa rzędy.

Biała dwurzędówka pojawia się na moim blogu już po raz trzeci. Tym razem jednak to zupełnie inny model. Można by rzec, inna jakość, wręcz inny świat. Zobaczcie sesję zdjęciową, która stała się przyczynkiem do rozmyślań nad zjawiskiem tzw. placeholderów, a miedzy zdjęciami znajdziecie nieco informacji na ten temat. Białe dwa rzędy, tym razem we włoskim wydaniu. Zapraszam do lektury.

Wielu mogłoby powiedzieć, moment, marynarka jak marynarka - ta biała i ta biała, ta dwurzędowa i ta dwurzędowa - co za różnica, ciuch jak ciuch. Wystarczy się jednak przyjrzeć, by łatwo stwierdzić, że nie tylko ciuch ciuchowi nierówny, ale wręcz dzieli je przepaść.

Z ludźmi, którzy mają jakieś hobby, bardzo często jest tak, że mają swoje wymarzone cele, które chcieliby osiągnąć, czy gadżety, które chcieliby mieć itp. Chcielibyśmy latać samolotem, ale zaczynamy od skoku na bungee, czy ze spadochronem - bo taniej i powszechność większa. Podobna zasada rządzi światem tych, którzy interesują się modą. Opatrzeni z tumblerowymi, czy instagramowymi inspiracjami, mamy swoje wymarzone kroje, kolory lub materiały, których jednak ze świecą szukać na rodzimym rynku. Przynajmniej, jeśli nie wydaje się na ubrania miesięcznie czterocyfrowej kwoty. Trzeba wtedy szukać tańszych alternatyw i tym właśnie są tzw. placeholdery (które nie dorobiły się sensownego polskiego tłumaczenia, choć najtrafniej będzie chyba nazwać je zamiennikami).


Placeholder zatem, to rzecz, którą kupujemy, by zastąpić inną, droższą, która w danej chwili jest poza naszym zasięgiem. Idealnym przykładem niech będą buty. Przeciętnemu zjadaczowi chleba trudno wydać jednorazowo ponad 1000 złotych na buty szyte ramowo. Stąd tak popularnym hasłem na wszelkiego rodzaju grupach/forach dla sympatyków męskiej elegancji, są pytania o to, gdzie można znaleźć tanie, a dobre obuwie. Łatwiej bowiem na początek wydać złotych 200, 300, a nawet 500, by sprawdzić, czy aby dany model/styl na pewno nam odpowiada, niż zostać np. z niewygodną parą pięknych, ramowych lotników, bo "szkoda było oddawać, a rozchodzą się". Więcej na temat placeholderów pisał swego czasu Szymon na All Tied Up.

Moja szafa w tej chwili składa się w większości z takich placeholderów. Z racji jako takiego branżowego obycia, naoglądałem się sporo odzieży dobrej jakości i wiem, że jeszcze długa droga przede mną w kompletowaniu porządnej garderoby. Poluję więc na sieciówkowe modele, które najbliżej odpowiadają tym wymarzonym projektom, by jednocześnie nie zrujnować portfela, a wyglądać tak jakbym chciał. Przynajmniej mniej więcej.


Placeholder to nigdy nie jest to samo co docelowy produkt. A to mankamentem jest materiał, a to krój, a to projekt. Musimy często iść na kompromis i idealnym jego przykładem jest moja biała dwurzędówka. Kupiona na wyprzedaży za śmieszne pieniądze (ok. 150 złotych), skusiła mnie przede wszystkim ceną. Od dawna chciałem mieć dwurzędówkę, a biały to idealny kolor na lato. Kupioną we wrześniu 2015, założyłem wtedy raz i trafiła na rok do szafy. Następnie, w nowym sezonie, trafiła do krawcowej, która dokonała sporych przeróbek (zwężanie tyłem, bokami i skracanie rękawów), za ponad 100% ceny, bo ok. 180 złotych. W sumie za nieco ponad 300 zyskałem całkiem nieźle leżącą dwurzędówkę.

Oczywiście jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja już przy zakupie wiedziałem, że temu modelowi daleko do ideału. Nieco wąskie klapy, kieszenie z patkami zamiast nakładanych, materiał daleki od ideału (len/wiskoza 50/50) i nieco za wąsko rozstawione guziki, to największe zgrzyty jakie mi przeszkadzały. Gdy wiec nadarzyła się okazja, by spróbować białej dwurzędówki w prawdziwie włoskim stylu, nie zastanawiałem się ani chwili. A Wy od kilku chwil obserwujecie efekty, tej próby.


Szerokie klapy, guziki z masy perłowej, łukowata kieszonka piersiowa, nakładane kieszenie przy dwurzędowym kroju, wszycie rękawów metodą spalla camicia - to tylko kilka szczegółów, które odróżniają moją marynarkę, od tej prezentowanej na sesji. Szczegółów, które świadczą o jakości produktu. Niestety wpływają też na jego cenę, sprawiając, że hasło "za jakość trzeba płacić" - pozostaje boleśnie aktualne. Różnica cen jest prawie 10 krotna! Po uwzględnieniu poprawek krawieckich, skala nieco się zmniejsza, ale i tak kwoty są nieporównywalne. Na wymienione wyżej detale, niewprawne oko nie zwróci uwagi, ale pasjonat zauważy je od razu. Taki ich urok. W końcu przeciętny śmiertelnik też nie rozpoznaje samochodów po ryku silnika, ale nie brak specjalistów, dla których to żadne wyzwanie.

Cieszę się, że miałem okazję wykorzystać na sesji zdjęciowąej marynarkę z "wyższej półki". Nie tylko mogłem Wam pokazać występujące różnice, ale również przekonać się, że czasem warto odłożyć i zainwestować w coś droższego. Coś co wygląda lepiej, leży lepiej i zapewne posłuży dłużej niż sieciówkowy produkt. Uświadomiło mi to również drugą stronę medalu. Można znaleźć zamienniki dla produktów ekskluzywnych marek i choć nie spełnią one wszystkich naszych wymagań, to pozwolą pracować nad swoim stylem, oswajać się z nowymi fasonami i kolorami. A to umiejętnosći dużo ważniejsze niż sam fakt posiadania drogich, świetnych jakościowo ubrań. Bo cóż z tego, że na grzebiecie marynarka za 6 tys. jak rozmiar źle dobrany? ;)

Na koniec już mniej filozoficznie, o samym zestawie słów kilka, bo jest w nim trochę smaczków:
Przede wszystkim marynarka - bawełniane dwa rzędy, szeroka klapa w szpic i nakładane kieszenie, czynią zeń doskonały model na letnie miesiące. Najbardziej podobają mi się proporcje, to jak zgrywają się klapy, kieszenie i guziki - majstersztyk.
Spodnie to część od mojego ulubionego lniano-bawełnianego garnituru, którego całość możecie zobaczyć w poprzednim wpisie z zestawem, tutaj.

Koszula to niebieski prążek z mankietem na spinki, które w tym wypadku zastąpiłem węzełkami, by oddać casualowy charakter całego zestawu. Prążki jako wzór okazały się zaskakująco uniwersalne, łączy się dobrze i z granatowymi i z jasnymi marynarkami (biel, beż).


Krawat to sartorialna ciekawostka. Pewnie każdy zainteresowany tematem słyszał już coś o grenadynie, ale czy wiedzieliście, że grenadyny robi się nie tylko z jedwabiu? Ta jest efektem zmieszania jedwabiu z bawełną, dzięki czemu uzyskano efekt "włochatej" faktury, doskonale pasującej do swobodnych letnich zestawów.

Poszetka to wyjątkowo uniwersalny model - granat i biel doskonale się komponują w klasycznej garderobie, która najczęściej obfituje w oba te kolory. Oczywiście lniana, jedwabna mogłaby być w tym otoczeniu zbyt błyszcząca.


A Wy, macie swoje placeholdery? Jeśli tak to jakie? Napiszcie w komentarzach, może wspólnie uda nam się znaleźć ciekawe zamienniki :)
Meander

Fotograf: Piotr Prusik

Marynarka: Macaroni Tomato (wypożyczona)
Spodnie: Mango
Krawat i poszetka: Macaroni Tomato (wypożyczone)
Koszula: James Button
Buty: Zara
Okulary: H&M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz